Wieczna młodość

Czas na kilka ciekawostek a propos bycia wiecznie młodym. Uważam, że ma to wiele wspólnego z tym co robimy ze swoim życiem, tym kim się otaczamy i jak wykorzystujemy każdą cenną jego minutę. Ja patrze często po sobie i sam się zastanawiam, gdzie te 37 już prawie lat zleciało. Zaraz, zaraz jakie 37? Skąd 37? Przecież ja dopiero co miałem 20, wyleciałem pierwszy raz za granice, zacząłem moje przygody. A to niespodzianka, faktycznie moi drodzy w tym roku stuknie mi 37 lat. Nie przelewki bliżej do 40tki niż do 20stki. Na szczęście ciągle o tym zapominam i wcale wiekiem z daty urodzenia się nie przejmuję, dlaczego zapytacie? A na to pytanie jest bardzo prosta odpowiedź, bo człowiek ma tyle lat na ile się czuje w środku. A w moim przypadku powiedzenie, że mężczyna zawsze pozostanie dzieckiem idealnie się sprawdza. Życie nie zawsze układało mi się tak jak bym tego chciał i chyba jedynym sposobem na radzenie sobie z wszystkim przeszkodami było po prostu spełnianie marzeń, ale o tym w kolejnym poście. Natomiast obserwuję wiele osób, w tym rówieśników i wielokrotnie się zastanawiam jak to jest możliwe, że zestawia się dwie osoby obok siebie, które mają tyle samo lat na papierze, a w wyglądzie, zachowaniu i podejścu do życia potrafią być tak skrajnie różne. Ktoś powie, a bo nie masz rodziny i nie pochłania to Twojego czasu, to akurat kiepska wymówka, bo ja uważam, że dzięki dzieciakom i rodzinie człowiek powinien przeżywac swoją drugą młodość. Nie jest tak? Przeżywanie dzieciństwa na nowo, aktywne spedzanie czasu z maluchami. To powinno odmładzać i dawać siły, nie postarzać i dawać powód do chociażby porzucania marzeń i stania się kanapowym trolem. Kolejne to, otaczanie się ludźmi z pozytywnym nastawieniem do życia. Ja zakochałem się w USA od pierwszego wejrzenia, właśnie za to pozytywne nastwienie i podjeście do życia „ja wszystko mogę, ja wszystko chcę”. Zawsze mi się to bardzo podobało i bardzo szybko to zaadoptowałem i wprowadziłem w życie. Kolejna rzecz jaka przyczyniła się do bycia młodym w środku, to sport, a w moim przypadku siłownia. W trakcie treningu wydzielają się ogromne ilości hormonów szczęścia, człowiek wypełnia się mega pozytywną energią i zamiast zmęczenia czuje chęć do działania! Co do mojej siłowni to będzie i post na ten temat, także spokojnie. Kolejne, to przebywanie w gronie rówieśników, znajomych z podobnym pozytywnym nastwieniem do życia, wspólne motywowanie się do działania. Kotakty z ludzmi młodszymi od nas, to kolejny klucz do sukcesu, rodzina i znajomi, dzielenie się doświadczeniami i motywowanie do działania. Jest tyle czynników, które wpływają na nasz wiek, że możnaby tak jeszcze bez końca opisywać. Moja tajmenica do wiecznej młodości, to rodzina, marzenia i siłownia. Trzy elementy, które powodują, że wewnętrznie czuje sie co namniej 10 lat młodszy, zewnętrznie hmmm może też. Jakaś zmarszczka tu i tam, ale kto by się tym przejmował, no i czasem kręgosłup lędźwiowy przypomina swoim bólem jaki to bagaż się dzwiga. Ale to tylko tyle, albo aż tyle. Jest jeszcze czwarty bardzo ważny element, o którym tu nie wspomniałem, jest częsciowo wypełniony przez rodzinę, natomiast, żeby w pełni działał musi być wypełniony w 100%. Jest to Miłość. W moim przyadku jej część czeka uśpiona od ponad 3 lat. Spełniajcie marzenia, kochajcie bliskich, uprawiajcie sporty nawet te najmniejsze, a gwarantuję będzie wiecznie młodzi.

IMG_9793
37mio latek 😛
Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Moje dwa lata w Waszyngtonie

Aż trudno czasem uwierzyć jak czas niewiarygodnie zasuwa do przodu. Minęły właśnie dwa lata odkąd przeprowadziłem się do stolicy tego dużego zamorskiego kraju. 12 września 2015 to data, kiedy Waszyngton w Dystrykcie Kolumbii stał się moim domem. Oczywiście ktoś by zapytał, ależ po co było wyjeżdżać? Czemu tak daleko? Na te pytania odpowiem w kolejnym poście, bo to długa historia. W ogóle nie odczuwam tego upływu czasu. Dwa lata, a ja odnoszę wrażenie jakby to było kilka miesięcy temu. Życie  idzie do przodu, ale jakby w zwolnionym tempie. Co do samego miasta, nie mam żadnych zastrzeżeń. No może poza notorycznymi korkami w godzinach szczytu, które na szczęście mnie nie dotyczą, bo do pracy idę na piechotę niecałe 8 minut, no i oczywiście „śmieciarki”. To jest dopiero codzienna zmora, zarówno na pierwszym moim mieszkaniu jak i na drugim. Po pierwsze, silniki tych aut pracują tak głośno, że obudziłyby umarłego, a po drugie tłuką się tak kubłami, że czasem mam ochotę wyjrzeć przez okno i zwyzywać. No co to za porządki! Aż się zdenerwowałem. Poza tymi drobnymi minusami, to miasto wyróżnia się bardzo na tle innych. Jest ogromne, szerokie chodniki, niska zabudowa, czyste ulice. Widać, że Amerykanie przykładają wielką uwagę do tego jak wygląda ich stolica. Miasto jest zaplanowane od początku do końca, układ ulic i ich nazwy, by było łatwo się odnaleźć, przepiękne pomniki na każdym skwerze, w tym poświecone prezydentom, budynek Kapitolu, cmentarz Arlington i urocze Georgetown. To wszystko łączy się w przepiękną całość połączoną jakże krótką historią USA. Amerykanie z tej historii są bardzo dumni i starają się to pokazać na każdym kroku. Waszyngton można zwiedzać na piechotę, co wymaga odrobiny formy, bo chodzenia jest dużo, lub na rowerze. Pogoda w stolicy od marca do końca listopada jest naprawdę super, średnie temperatury w okolicy 25 stopni Celsjusza. Lato jedynie potrafi dać mocno w kość, temperatury rosną do ponad 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza przekracza 90%. Zima zazwyczaj lekka z temperaturami do -10 max. Takie zimy jestem w stanie przeżyć, bo kto mnie zna to wie, że ja jestem ciepłolubny, średnia temperatura 25 stopni i już jestem w raju. Komunikacja miejska, autobusy i metro docierają niemalże wszędzie (tak troszkę jak w Krakowie). Natomiast specjalne autobusy „Circulator”, które jeżdżą w okolicy „National Mall” i dworca „Union Station” są za 1 dolara. Więc naprawdę zwiedzanie miasta, to czysta przyjemność. Dodatkowym plusem jest jeszcze to, że muzea są federalnymi budynkami i  są za DARMO. Co do samych ludzi w mieście, to życie toczy się od poniedziałku do piątku i kręci się wokół pracy. I potem przychodzi weekend, restauracje wypełniają się po brzegi, kluby podobnie, życie nocne kręci się w okolicy Dupont Circle, U-street, 14th-street. W tych okolicach jest najwięcej restauracji, klubów i barów. Generalnie ludzie są bardzo pozytywni i w większości uśmiechnięci. Niestety w związku z tym, że praca w Waszyngtonie często jest tymczasowa, to ciężko jest poznać ludzi, którzy pragną przyjaźnić się z obcymi. Zazwyczaj każdy obraca się w swoim kręgu znajomych, którego niekoniecznie chciałby poszerzać. Czasem pojawia się uczucie samotności, ale wtedy z pomocą zawsze przychodzi FaceTime i chociażby telefon do siostry czy babci. Waszyngton w swojej okolicy ma też trzy duże lotniska, Reagan 20 minut od centrum, Dulles 40 min od centrum, Baltimore BWI 50 min od centrum. Także jak ktoś już zaczyna planować odwiedzenie mnie w stolicy, to to jest podpowiedź gdzie najlepiej szukać lotów. Oczywiście Nowy Jork jest tylko 5 godzin jazdy autobusem lub samochodem i 3.5 godziny jazdy pociągiem. Miasto też samo w sobie jest bardzo drogie, jak na stolicę przystało, wynajęcie kawalerki to wydatek miesięczny rzędu 1700 dolarów. Rekompensują to zarobki, które należą do jednych z wyższych w USA. Z zakupami i restauracjami też nie należy przesadzać, pizze zje się taniej w Nowym Jorku, tak samo mojego ulubionego… burgera. Te dwa lata były pełne nowych wrażeń, ale uważam, że dały mi nowe siły do tego, żeby postawić sobie wyżej poprzeczkę i spełniać dalej swoje marzenia. To w takim wielkim skrócie, bo nie wiem czy się nie za bardzo rozpisałem jak na blogowy post. Macie pytania? Chcecie coś więcej wiedzieć? Piszcie!

 

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Piątek, piąteczek, piątunio

No i tak oto w Ameryce zaczyna się weekend. Piątek szczególnie w Waszyngtonie jest dniem specjalnym. Wszyscy zarówno rządowi jak i korporacyjni pracownicy właśnie po godzinie 15 zaczynają opuszczać miasto. Szczęściarze co pracują od poniedziałku do piątku. Ja niestety z racji pracy w hotelarstwie nie mam aż tak dobrze, a po awansie na jednego z kierowników recepcji tym bardziej, bo niestety pojawiła się praca na nocki. Kto zgadnie w jakie dni… Tak tak… w każdy piątek i sobotę, czyli oznacza to, że nie ma dla mnie weekendu. Albo przynajmniej jeszcze nie teraz. Nocka w hotelu czasem jednak potrafi dać odpocząć, szczególnie od wiecznie czegoś chcących gości hotelowych. Mój pokój ma dwa łóżka nie jedno… mój pokój jest za mały…mój widok z okna jest nie taki… Takie uroki pracy hotelarza, na szczęście mi to nie przeszkadza. Bo zdecydowana większość hotelowych gości jest miła. A mój plan na piątek? Oczywiście spałem po nocce do godziny 15 mojego czasu czyli 21 w Polsce. Zaraz czas na FIT śniadanie… i gdzie się udam? ano do mojego kościoła czyli na siłownie. Potem obiad, relaks i na noc do pracy. Dobrze, że póki co dopisuje nam tutaj pogoda… Mam nadzieję, że i Wasz piątek należy do udanych!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Witam odwiedzających

Moi drodzy, pierwszy post na moim narazie jeszcze roboczym blogu. Jak po nazwie strony można wywnioskować, będę wrzucał mniej lub bardziej ciekawe posty o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Jeśli macie też coś takiego, co Wam się przydarzyło i chcecie się podzielić, piszcie maila lub wrzucajcie w komentarzach. No to zaczynamy.

Oczywiście, nie znam się na tworzeniu stron internetowych, ustawianiu serwerów, dnsów i innych rzeczy umożliwiających pojawienie się w sieci. A jednak pomocny był wujek Google i ciocia YouTube. E voila. Oto po wielu zmaganiach, jest! I nawet zaczynam co nieco rozumieć z tego co robię i jak to działa. Trzymajcie kciuki za powodzenie w dalszych zmaganiach!!!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail