Moje dwa lata w Waszyngtonie

Aż trudno czasem uwierzyć jak czas niewiarygodnie zasuwa do przodu. Minęły właśnie dwa lata odkąd przeprowadziłem się do stolicy tego dużego zamorskiego kraju. 12 września 2015 to data, kiedy Waszyngton w Dystrykcie Kolumbii stał się moim domem. Oczywiście ktoś by zapytał, ależ po co było wyjeżdżać? Czemu tak daleko? Na te pytania odpowiem w kolejnym poście, bo to długa historia. W ogóle nie odczuwam tego upływu czasu. Dwa lata, a ja odnoszę wrażenie jakby to było kilka miesięcy temu. Życie  idzie do przodu, ale jakby w zwolnionym tempie. Co do samego miasta, nie mam żadnych zastrzeżeń. No może poza notorycznymi korkami w godzinach szczytu, które na szczęście mnie nie dotyczą, bo do pracy idę na piechotę niecałe 8 minut, no i oczywiście „śmieciarki”. To jest dopiero codzienna zmora, zarówno na pierwszym moim mieszkaniu jak i na drugim. Po pierwsze, silniki tych aut pracują tak głośno, że obudziłyby umarłego, a po drugie tłuką się tak kubłami, że czasem mam ochotę wyjrzeć przez okno i zwyzywać. No co to za porządki! Aż się zdenerwowałem. Poza tymi drobnymi minusami, to miasto wyróżnia się bardzo na tle innych. Jest ogromne, szerokie chodniki, niska zabudowa, czyste ulice. Widać, że Amerykanie przykładają wielką uwagę do tego jak wygląda ich stolica. Miasto jest zaplanowane od początku do końca, układ ulic i ich nazwy, by było łatwo się odnaleźć, przepiękne pomniki na każdym skwerze, w tym poświecone prezydentom, budynek Kapitolu, cmentarz Arlington i urocze Georgetown. To wszystko łączy się w przepiękną całość połączoną jakże krótką historią USA. Amerykanie z tej historii są bardzo dumni i starają się to pokazać na każdym kroku. Waszyngton można zwiedzać na piechotę, co wymaga odrobiny formy, bo chodzenia jest dużo, lub na rowerze. Pogoda w stolicy od marca do końca listopada jest naprawdę super, średnie temperatury w okolicy 25 stopni Celsjusza. Lato jedynie potrafi dać mocno w kość, temperatury rosną do ponad 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza przekracza 90%. Zima zazwyczaj lekka z temperaturami do -10 max. Takie zimy jestem w stanie przeżyć, bo kto mnie zna to wie, że ja jestem ciepłolubny, średnia temperatura 25 stopni i już jestem w raju. Komunikacja miejska, autobusy i metro docierają niemalże wszędzie (tak troszkę jak w Krakowie). Natomiast specjalne autobusy „Circulator”, które jeżdżą w okolicy „National Mall” i dworca „Union Station” są za 1 dolara. Więc naprawdę zwiedzanie miasta, to czysta przyjemność. Dodatkowym plusem jest jeszcze to, że muzea są federalnymi budynkami i  są za DARMO. Co do samych ludzi w mieście, to życie toczy się od poniedziałku do piątku i kręci się wokół pracy. I potem przychodzi weekend, restauracje wypełniają się po brzegi, kluby podobnie, życie nocne kręci się w okolicy Dupont Circle, U-street, 14th-street. W tych okolicach jest najwięcej restauracji, klubów i barów. Generalnie ludzie są bardzo pozytywni i w większości uśmiechnięci. Niestety w związku z tym, że praca w Waszyngtonie często jest tymczasowa, to ciężko jest poznać ludzi, którzy pragną przyjaźnić się z obcymi. Zazwyczaj każdy obraca się w swoim kręgu znajomych, którego niekoniecznie chciałby poszerzać. Czasem pojawia się uczucie samotności, ale wtedy z pomocą zawsze przychodzi FaceTime i chociażby telefon do siostry czy babci. Waszyngton w swojej okolicy ma też trzy duże lotniska, Reagan 20 minut od centrum, Dulles 40 min od centrum, Baltimore BWI 50 min od centrum. Także jak ktoś już zaczyna planować odwiedzenie mnie w stolicy, to to jest podpowiedź gdzie najlepiej szukać lotów. Oczywiście Nowy Jork jest tylko 5 godzin jazdy autobusem lub samochodem i 3.5 godziny jazdy pociągiem. Miasto też samo w sobie jest bardzo drogie, jak na stolicę przystało, wynajęcie kawalerki to wydatek miesięczny rzędu 1700 dolarów. Rekompensują to zarobki, które należą do jednych z wyższych w USA. Z zakupami i restauracjami też nie należy przesadzać, pizze zje się taniej w Nowym Jorku, tak samo mojego ulubionego… burgera. Te dwa lata były pełne nowych wrażeń, ale uważam, że dały mi nowe siły do tego, żeby postawić sobie wyżej poprzeczkę i spełniać dalej swoje marzenia. To w takim wielkim skrócie, bo nie wiem czy się nie za bardzo rozpisałem jak na blogowy post. Macie pytania? Chcecie coś więcej wiedzieć? Piszcie!

 

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Piątek, piąteczek, piątunio

No i tak oto w Ameryce zaczyna się weekend. Piątek szczególnie w Waszyngtonie jest dniem specjalnym. Wszyscy zarówno rządowi jak i korporacyjni pracownicy właśnie po godzinie 15 zaczynają opuszczać miasto. Szczęściarze co pracują od poniedziałku do piątku. Ja niestety z racji pracy w hotelarstwie nie mam aż tak dobrze, a po awansie na jednego z kierowników recepcji tym bardziej, bo niestety pojawiła się praca na nocki. Kto zgadnie w jakie dni… Tak tak… w każdy piątek i sobotę, czyli oznacza to, że nie ma dla mnie weekendu. Albo przynajmniej jeszcze nie teraz. Nocka w hotelu czasem jednak potrafi dać odpocząć, szczególnie od wiecznie czegoś chcących gości hotelowych. Mój pokój ma dwa łóżka nie jedno… mój pokój jest za mały…mój widok z okna jest nie taki… Takie uroki pracy hotelarza, na szczęście mi to nie przeszkadza. Bo zdecydowana większość hotelowych gości jest miła. A mój plan na piątek? Oczywiście spałem po nocce do godziny 15 mojego czasu czyli 21 w Polsce. Zaraz czas na FIT śniadanie… i gdzie się udam? ano do mojego kościoła czyli na siłownie. Potem obiad, relaks i na noc do pracy. Dobrze, że póki co dopisuje nam tutaj pogoda… Mam nadzieję, że i Wasz piątek należy do udanych!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Witam odwiedzających

Moi drodzy, pierwszy post na moim narazie jeszcze roboczym blogu. Jak po nazwie strony można wywnioskować, będę wrzucał mniej lub bardziej ciekawe posty o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Jeśli macie też coś takiego, co Wam się przydarzyło i chcecie się podzielić, piszcie maila lub wrzucajcie w komentarzach. No to zaczynamy.

Oczywiście, nie znam się na tworzeniu stron internetowych, ustawianiu serwerów, dnsów i innych rzeczy umożliwiających pojawienie się w sieci. A jednak pomocny był wujek Google i ciocia YouTube. E voila. Oto po wielu zmaganiach, jest! I nawet zaczynam co nieco rozumieć z tego co robię i jak to działa. Trzymajcie kciuki za powodzenie w dalszych zmaganiach!!!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail