W końcu jestem w domu i mogę zabrać się za pisanie i dzielenie się wrażeniami. Do obrobienia mam tylko 1250 zdjęć i filmików, wszystko zrobione w ciągu 5 bardzo intensywnych dni. Środa 27 września, pobudka o 4:00 rano, szybkie ogarnięcie się i sprawdzenie czy czegoś nie zapomniałem, dokumenty, karty pokładowe, sprzęt… Wszystko jest można ruszać. 4:30 Uber na lotnisko Reagana, bliziutko raptem 15 min jazdy, odprawa, przejście przez ochronę wszystko gładziutko. Moją podróż do Los Angeles podzieliłem na dwa loty, najpierw do Detroit a potem do LA. Tym sposobem nie siedziałem na tyłku za przeproszeniem przez blisko 6h a przez 4,5h i 1,5h. Tak znosi się lot o wiele lepiej, a przynajmniej ja tak mam. Linie lotnicze Delta, samolot co prawda staruszek bo Boeing 757-200 ale dał radę do LA. No i najważniejsze poleciałem do LA za punkty z karty kredytowej więc jedyny koszt to 11,60 USD podatku. Tak to ja mogę podróżować. Na lotnisku w LA czekał już na mnie mój przyjaciel, z którym zaplanowane miałem te mini wakacje. Radość ze spotkania i wyprawy ogromna, od razu wskoczyliśmy w autobus do wypożyczalni i pojechaliśmy po wygodne autko na podróż. Nasz wybór padł na Porshe Cayenne, oczywiście udało nam się dostać zniżkę stąd nasz wybór. Wszystko załatwione, ruszamy w trasę, przed nami blisko 5h jazdy do Las Vegas, gdzie czeka nas bardzo napięty grafik… No to w drogę!





