Do tego, to już chyba większość znajomych się przyzwyczaiła, że wyjście ze mną do restauracji może się skończyć tylko w jeden sposób. Jeśli moje oko znajdzie w menu burgera, to nawet nie ma wątpliwości, że to będzie właśnie mój posiłek. Myślę, że śmiało moge się przyznać do tego, że tylko w ciągu ostatnich dwóch latach, na moim talerzu burger, jako główne danie, lądowął około 200 razy :-). Burger, w którym jestem zakochany od pierwszego wejrzenia serwuje restauracja w mojej bardzo bliskiej okolicy „Logan Tavern”. Mój burger nazywa się „LT Burger” i jest taki trochę nietypowy, oprócz bułki i pysznego mięsa zawiera: bekonowy dżem, grzybki shitake, ser, korniczony, i czosnkowy sos. Połączenie tych składników w jakiś magiczny sposób pobudza wszystkie moje kubki smakowe i powoduje pojawienie się baaaaardzo szerokiego uśmiechu na twarzy. Muszę się przyznać, że tych właśnie burgerów w mojej ulubionej restauracji zjadłem do tej pory 39. 30ty burger był na koszt restauracji, zrobili mi niespodziankę i podali go przyozdobionego zimnymi ogniami. Jeszcze jeden, który zrobił na mnie wrażenie i nie wiem czy nie stanie na podium to ten z Grubej Buły w Krakowie, moich wow, mmmm, woow, nie było końca!!!! Na burgera nie trzeba mnie zapraszać dwa razy. Bistro Bene, Pinakoteka, Shake Shack, Mc Donalds, Le Diplomate, Bare Burger, 5 Guys, In-n-out, 5 Napkin Burger, Gruba Buła, to lista tylko kilku miejsc, gdzie to niesamowite danie trafiło na mój talerz. Dobrze zrobiony, świeże mięso i inne składniki, to jest to co powoduje, że to danie za każdym razem potrafi być inne i pyszne. Oczywiście nie jem ich codziennie, a i trenować musze odrobinę więcej, żeby kalorycznie zmieścił się w granicach normy, albo przynajmniej tej normy nie przekroczył znacznie. Przeprzyszne!!! Smacznego!!!





