Sobotnie zmagania z wiedzą…

Otóż moi drodzy, dzisiaj po tym jak wstałem i zasiliłem swój mózg odrobiną cukru, to postanowiłem wrócić do uruchomienia mojego bloga również w wersji angielskiej. Co się okazuję, że przez główną stronę WordPressa trzeba toszku sporo zapłacić. No to żeby tego uniknąć, czas było zabrać się za odrobienie lekcji i pobudzenie szarych komórek do działania. Kilka filmików na YouTube i prawie się udało, jeszcze chwila i blog będzie dostępny i dla znajomych posługujących się językiem angielskim. Najlepsze jest to, że ten post powinienem napisać chyba po angielsku, bo niestety nikt tego „mumbo dżambo” polskiego nie zrozumie. Ale co tam! Jestem z siebie dumny bo to oznacza, że mój mózg jeszcze potrafi się czegoś nowego nauczyć.

A co do dzisiejszego dnia, to po tym jak zmęczyłem głowę nad technicznymi zagadnieniami, to oczywiście oddałem się cielesnym przyjemnościom na siłowni. Do tego wszystkiego pogoda nas dzisiaj rozpieszcza, błękitne niebo, 31 stopni. No takie soboty to ja lubię!!!! Wysyłam trochę tego ciepła do Polski, bo widziałem, że mi tam Wisła Bulwary podmywa w moim kochanym Krakowie

 

.

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Z życia codziennego…

Praca na hotelowej recepcji nie jest taka prosta jakby się wydawało. Ten tydzień pomimo tego, że pracowałem jedynie 3 dni na popołudniowej zmianie, dał mi mocno w kość. Co zadziwiające, kolejne 4 dni pracy jakie mam przed sobą, to nocne zmiany, jakoś z utęsknieniem na nie wyczekuję. Da mi to trochę odpocząć i zregenerować siły, szczególnie przed wyprawą, z której będzie na bieżąco relacja w przyszłym tygodniu. Trochę próbuje położyć mnie jakieś przeziębienie, ale staram się nie dać i mam nadzieję wrócić do pełni sił. Dziś dzień był dość spokojny, nawet goście hotelowi mili i niewymagający. Oby i weekend taki był. Zresztą staram się o pracy nie myśleć, bardziej koncentruję moją uwage na tym jaka przygoda czeka mnie od środy!!! 🙂 Dzień dobry! I dobranoc!!!!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Alexandria, VA

Z racji tego, że dziś był dzień wolny od pracy, to mój współlokator, którego wiele osób zna 🙂 wyciągnął mnie na małą wycieczkę. Około 30 minut na południe od Waszyngtonu niebieską linią metra, leży Alexandria. Przepiękne miasto z niską zabudową w stylu kolonialnym z główną ulicą „King street” pełną sklepów i restauracji. Miasto, które ma swoje początki w 1669 roku. Jak na USA, to bardzo dobry, wręcz historyczny wynik. Ze stacji metra nad brzeg Potomaku, podwozi bezpłatny autobus. Po drodze, nie można się napatrzeć na ilość mini domków, a w każdym coś dobrego. Spędziliśmy tam około godziny chodząc i ciesząc się widokami. Na koniec przed powrotem do Waszyngtonu, był obowiązkowy obiad, bo w brzuchach burczało strasznie 😛 no i oczywiście nie obyło się bez burgera… mmmm… Żeby tego było mało to po powrocie do Waszyngtonu, poszedłem na pizze z moim przyjacielem, mój współlokator niestety wymiękł :-). Jakże się to opłaciło, w małej pizzeri „Etto” na 14 ulicy spotkała mnie dość miła niespodzianka. Oto pod koniec posiłku na zewnętrznym ogródku, przed restauracje podjechały dwa czarne Chevrolety Suburban (ogromne SUV zazwyczaj wożące ważne osoby) i oto naszym oczom ukazał się nie kto inny jak Jake Gyllenhaal. Razem ze swoją świtą zasiadł wewnątrz pizzeri 🙂 (niestety próby zrobienia fotki zakończyły się niepowodzeniem). Ot taki psikus na koniec jakże wspaniałego dnia. Dochodzi pierwsza w nocy, także czas na sen. Dobranoc i dzień dobry 🙂

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Wieczna młodość

Czas na kilka ciekawostek a propos bycia wiecznie młodym. Uważam, że ma to wiele wspólnego z tym co robimy ze swoim życiem, tym kim się otaczamy i jak wykorzystujemy każdą cenną jego minutę. Ja patrze często po sobie i sam się zastanawiam, gdzie te 37 już prawie lat zleciało. Zaraz, zaraz jakie 37? Skąd 37? Przecież ja dopiero co miałem 20, wyleciałem pierwszy raz za granice, zacząłem moje przygody. A to niespodzianka, faktycznie moi drodzy w tym roku stuknie mi 37 lat. Nie przelewki bliżej do 40tki niż do 20stki. Na szczęście ciągle o tym zapominam i wcale wiekiem z daty urodzenia się nie przejmuję, dlaczego zapytacie? A na to pytanie jest bardzo prosta odpowiedź, bo człowiek ma tyle lat na ile się czuje w środku. A w moim przypadku powiedzenie, że mężczyna zawsze pozostanie dzieckiem idealnie się sprawdza. Życie nie zawsze układało mi się tak jak bym tego chciał i chyba jedynym sposobem na radzenie sobie z wszystkim przeszkodami było po prostu spełnianie marzeń, ale o tym w kolejnym poście. Natomiast obserwuję wiele osób, w tym rówieśników i wielokrotnie się zastanawiam jak to jest możliwe, że zestawia się dwie osoby obok siebie, które mają tyle samo lat na papierze, a w wyglądzie, zachowaniu i podejścu do życia potrafią być tak skrajnie różne. Ktoś powie, a bo nie masz rodziny i nie pochłania to Twojego czasu, to akurat kiepska wymówka, bo ja uważam, że dzięki dzieciakom i rodzinie człowiek powinien przeżywac swoją drugą młodość. Nie jest tak? Przeżywanie dzieciństwa na nowo, aktywne spedzanie czasu z maluchami. To powinno odmładzać i dawać siły, nie postarzać i dawać powód do chociażby porzucania marzeń i stania się kanapowym trolem. Kolejne to, otaczanie się ludźmi z pozytywnym nastawieniem do życia. Ja zakochałem się w USA od pierwszego wejrzenia, właśnie za to pozytywne nastwienie i podjeście do życia „ja wszystko mogę, ja wszystko chcę”. Zawsze mi się to bardzo podobało i bardzo szybko to zaadoptowałem i wprowadziłem w życie. Kolejna rzecz jaka przyczyniła się do bycia młodym w środku, to sport, a w moim przypadku siłownia. W trakcie treningu wydzielają się ogromne ilości hormonów szczęścia, człowiek wypełnia się mega pozytywną energią i zamiast zmęczenia czuje chęć do działania! Co do mojej siłowni to będzie i post na ten temat, także spokojnie. Kolejne, to przebywanie w gronie rówieśników, znajomych z podobnym pozytywnym nastwieniem do życia, wspólne motywowanie się do działania. Kotakty z ludzmi młodszymi od nas, to kolejny klucz do sukcesu, rodzina i znajomi, dzielenie się doświadczeniami i motywowanie do działania. Jest tyle czynników, które wpływają na nasz wiek, że możnaby tak jeszcze bez końca opisywać. Moja tajmenica do wiecznej młodości, to rodzina, marzenia i siłownia. Trzy elementy, które powodują, że wewnętrznie czuje sie co namniej 10 lat młodszy, zewnętrznie hmmm może też. Jakaś zmarszczka tu i tam, ale kto by się tym przejmował, no i czasem kręgosłup lędźwiowy przypomina swoim bólem jaki to bagaż się dzwiga. Ale to tylko tyle, albo aż tyle. Jest jeszcze czwarty bardzo ważny element, o którym tu nie wspomniałem, jest częsciowo wypełniony przez rodzinę, natomiast, żeby w pełni działał musi być wypełniony w 100%. Jest to Miłość. W moim przyadku jej część czeka uśpiona od ponad 3 lat. Spełniajcie marzenia, kochajcie bliskich, uprawiajcie sporty nawet te najmniejsze, a gwarantuję będzie wiecznie młodzi.

IMG_9793
37mio latek 😛
Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Moje dwa lata w Waszyngtonie

Aż trudno czasem uwierzyć jak czas niewiarygodnie zasuwa do przodu. Minęły właśnie dwa lata odkąd przeprowadziłem się do stolicy tego dużego zamorskiego kraju. 12 września 2015 to data, kiedy Waszyngton w Dystrykcie Kolumbii stał się moim domem. Oczywiście ktoś by zapytał, ależ po co było wyjeżdżać? Czemu tak daleko? Na te pytania odpowiem w kolejnym poście, bo to długa historia. W ogóle nie odczuwam tego upływu czasu. Dwa lata, a ja odnoszę wrażenie jakby to było kilka miesięcy temu. Życie  idzie do przodu, ale jakby w zwolnionym tempie. Co do samego miasta, nie mam żadnych zastrzeżeń. No może poza notorycznymi korkami w godzinach szczytu, które na szczęście mnie nie dotyczą, bo do pracy idę na piechotę niecałe 8 minut, no i oczywiście „śmieciarki”. To jest dopiero codzienna zmora, zarówno na pierwszym moim mieszkaniu jak i na drugim. Po pierwsze, silniki tych aut pracują tak głośno, że obudziłyby umarłego, a po drugie tłuką się tak kubłami, że czasem mam ochotę wyjrzeć przez okno i zwyzywać. No co to za porządki! Aż się zdenerwowałem. Poza tymi drobnymi minusami, to miasto wyróżnia się bardzo na tle innych. Jest ogromne, szerokie chodniki, niska zabudowa, czyste ulice. Widać, że Amerykanie przykładają wielką uwagę do tego jak wygląda ich stolica. Miasto jest zaplanowane od początku do końca, układ ulic i ich nazwy, by było łatwo się odnaleźć, przepiękne pomniki na każdym skwerze, w tym poświecone prezydentom, budynek Kapitolu, cmentarz Arlington i urocze Georgetown. To wszystko łączy się w przepiękną całość połączoną jakże krótką historią USA. Amerykanie z tej historii są bardzo dumni i starają się to pokazać na każdym kroku. Waszyngton można zwiedzać na piechotę, co wymaga odrobiny formy, bo chodzenia jest dużo, lub na rowerze. Pogoda w stolicy od marca do końca listopada jest naprawdę super, średnie temperatury w okolicy 25 stopni Celsjusza. Lato jedynie potrafi dać mocno w kość, temperatury rosną do ponad 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza przekracza 90%. Zima zazwyczaj lekka z temperaturami do -10 max. Takie zimy jestem w stanie przeżyć, bo kto mnie zna to wie, że ja jestem ciepłolubny, średnia temperatura 25 stopni i już jestem w raju. Komunikacja miejska, autobusy i metro docierają niemalże wszędzie (tak troszkę jak w Krakowie). Natomiast specjalne autobusy „Circulator”, które jeżdżą w okolicy „National Mall” i dworca „Union Station” są za 1 dolara. Więc naprawdę zwiedzanie miasta, to czysta przyjemność. Dodatkowym plusem jest jeszcze to, że muzea są federalnymi budynkami i  są za DARMO. Co do samych ludzi w mieście, to życie toczy się od poniedziałku do piątku i kręci się wokół pracy. I potem przychodzi weekend, restauracje wypełniają się po brzegi, kluby podobnie, życie nocne kręci się w okolicy Dupont Circle, U-street, 14th-street. W tych okolicach jest najwięcej restauracji, klubów i barów. Generalnie ludzie są bardzo pozytywni i w większości uśmiechnięci. Niestety w związku z tym, że praca w Waszyngtonie często jest tymczasowa, to ciężko jest poznać ludzi, którzy pragną przyjaźnić się z obcymi. Zazwyczaj każdy obraca się w swoim kręgu znajomych, którego niekoniecznie chciałby poszerzać. Czasem pojawia się uczucie samotności, ale wtedy z pomocą zawsze przychodzi FaceTime i chociażby telefon do siostry czy babci. Waszyngton w swojej okolicy ma też trzy duże lotniska, Reagan 20 minut od centrum, Dulles 40 min od centrum, Baltimore BWI 50 min od centrum. Także jak ktoś już zaczyna planować odwiedzenie mnie w stolicy, to to jest podpowiedź gdzie najlepiej szukać lotów. Oczywiście Nowy Jork jest tylko 5 godzin jazdy autobusem lub samochodem i 3.5 godziny jazdy pociągiem. Miasto też samo w sobie jest bardzo drogie, jak na stolicę przystało, wynajęcie kawalerki to wydatek miesięczny rzędu 1700 dolarów. Rekompensują to zarobki, które należą do jednych z wyższych w USA. Z zakupami i restauracjami też nie należy przesadzać, pizze zje się taniej w Nowym Jorku, tak samo mojego ulubionego… burgera. Te dwa lata były pełne nowych wrażeń, ale uważam, że dały mi nowe siły do tego, żeby postawić sobie wyżej poprzeczkę i spełniać dalej swoje marzenia. To w takim wielkim skrócie, bo nie wiem czy się nie za bardzo rozpisałem jak na blogowy post. Macie pytania? Chcecie coś więcej wiedzieć? Piszcie!

 

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail