Zachodnie wybrzeże cz. 4…

Tym razem, krótki post, tym bardziej, że pobyt w Las Vegas dobiegł końca.  Ruszamy w trasę powrotną do Los Angeles, mój przyjaciel przygotował dla mnie jeszcze jedną niespodziankę. W drodze powrotnej, zjechaliśmy z autostrady i po jakichś 20 minutach dotarliśmy do bardzo ciekawego miejsca. „Seven Magic Mountains” czyli „Siedem Magicznych Gór”… No nie powiem bo bardzo to ciekawie wygląda, siedem stosów ogromnych głazów jeden na drugim pomalowane na chyba najbardziej intensywne kolory z możliwych. Artystyczna instalacja przedstawiająca obecność człowieka w naturze. Wygląda dość interesująco, na środku pustyni, raj dla fotografów bo można podejść do tematu bardzo kreatywnie. Oczywiście nie przepuściłem takiej okazji i sam zrobiłem kilka fajnych zdjęć. Efekty poniżej. 15 minut nam wystarczyło i ruszyliśmy dalej w trasę, nie mogę pozwolić aby Los Angeles na mnie czekało zbyt długo…

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Zachodnie wybrzeże cz. 3 …

I oto jest, budzik 5 rano, pobudka, szykujemy się do planowanego wyjazdu o godzinie punkt 6 rano! Nasz cel podróży „Atelope Canyon”. Niesamowicie ciekawe i magiczne miejsce, zawsze chciałem tam pojechać i przekonać się na własne oczy, czy faktycznie wygląda to tak jak na zdjęciach w Internecie. Na zwiedzanie trzeba mieć rezerwację, okazało się, że zbyt wiele osób wchodziło do kanionu nielegalnie i dlatego teraz wchodzi się jedynie z przewodnikiem. Są dwa kaniony dolny i górny, my wybraliśmy dolny z racji tego, że miał o wiele lepsze recenzje. Droga do celu była dość długa bo około 5 godzin, wszystko było wyliczone idealnie, na miejsce mieliśmy dotrzeć na 11 także byłoby jeszcze trochę czasu na odpoczynek. Naszą rezerwację musieliśmy potwierdzić do 11:50 a zwiedzanie było zaplanowane na 12:20, po przybyciu na miejsce okazało się, że jest godzinne opóźnienie także idealnie, mogliśmy odpocząć po podróży.  Trasa była jak zwykle w tamtych rejonach malownicza, umieszczę filmik jak tylko go zmontuję. Razem z moim przyjacielem jesteśmy kierowcami, także zmienialiśmy się i pilotowaliśmy się na trasie, upewniając się, że kierujący ma wszystko czego potrzeba od wody po słodkie przegryzki. Zatrzymaliśmy się na posiłek, oczywiście nigdzie indziej jak w naszym tradycyjnym McDonaldzie. W trakcie posiłku wydarzyło się coś dziwnego. Nasza nawigacja nagle pokazała, że do celu dotrzemy na około 12 w południe… O matko!!!! Jak to możliwe aaaaaaaaaaa…. Moment na panikę… Wskoczyliśmy do auta i pognaliśmy jak szaleni… Na szczęście tajemnica się rozwiązała sama, okazało się, że przekraczaliśmy granice stanu, który był w innej strefie czasowej niż kanion stąd ta różnica w czasie na nawigacji. Dotarliśmy planowo! Zameldowaliśmy się w okienku, że jesteśmy, uiściliśmy wszystkie niezbędne opłaty. Chwila odpoczynku i razem z przewodnikiem i naszą grupą ruszyliśmy do kanionu. Nie mogłem uwiwerzyć w to co tam widziałem, zrobiłem masę zdjęć, Matka Natura odwaliła kawał dobrej roboty i stworzyła nieziemskie dzieło sztuki, mało tego nie potrzebowała do tego dłuta, wystarczyła sama woda i czas. Zwidzanie kanionu trwało koło 2 godzin, szyja i głowa bolała bo gdzie człowiek nie spojrzał tam magia, lewo, prawo, w górę i w dół, wszędzie chciałem zdjęcie. Po prostu wow! Miejsce, które na pewno warto odwiedzić będąc w USA!!! Po przejściu przez kanion antylopy, pojechaliśmy w kolejne miejsce, gdzie można podziwiać niesamowite dzieło Matki Natury. Wielki Kanion i Horseshoe Bend. Powalający widok na tą ogromną przepaść, a jednocześnie relaksujący, można leżeć nad krawędzią kanionu i napawać się widokami. Trzeba bardzo uważać, bo nie ma tam żadnych zabezpieczeń i jak się jest gapą to można skończyć na płasko na dnie kanionu. Zanim się obejrzeliśmy było już po 17 i zdecydowaliśmy się na powrót do Las Vegas, wypadało wrócić o rozsądnej godzinie. W trasie cały czas jeszcze przeglądałem zdjęcia bo byłem pod ogromnym wrażeniem tego co udało się zobaczyć. Ta wyprawa była wisienką na torcie. Wystarczy, że popatrzycie na zdjęcia w galerii poniżej, albo na mój instagramowy profil @lyionis.

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Zachodnie wybrzeże cz. 2…

Las Vegas, miasto grzechu… To jest już moja druga podróż do tego magicznego miejsca, ostatnia była właśnie rok temu. Podobało mi się wtedy, ale teraz to dopiero był  odlot. Mój przyjaciel z którym udałem się w podróż dokładnie tak samo jak ja uwielbia mieć wszystko zaplanowane także rozumieliśmy się idealnie i nasz plan zwiedzania był wykonywany w 100% każdego dnia. Do Las Vegas dotarliśmy po 17, zameldowanie w hotelu Palms Resort, pokój na 20-tym piętrze z widokiem na zachodnią stronę Las Vegas, szybkie ogarnięcie się po podróży i już jesteśmy w drodze do Cesar’s Palace. Tam szybka kolacja, po której chwile pozwiedzaliśmy ten przepiękny hotel, wszędzie przepych i romański styl. Hotel naprawdę robi wrażenie. Po godzinie 19 weszliśmy do Koloseum, wspaniały amfiteatr, miejsca na koncert mieliśmy na najwyższym balkonie na 3-cim piętrze. Utwory Celine Dion, odkąd pamiętam, towarzyszą mi cały czas, nigdy nie przypuszczałem w najśmielszych marzeniach, że będę mógł ją kiedykolwiek zobaczyć i posłuchać na żywo. Film pokażę jak tylko go zmontuję. Koncert rozpoczyna się z kilu minutowym opóźnieniem, jej głos i muzyka wypełnia salę, jej poczucie humoru i opowieści wywołują ogromny aplauz publiczności. A już szczególnie kiedy udaje, jak to będzie śpiewała za kilkanaście lat jako staruszka na scenie. Co to było za show, muzyka, gra świateł, dźwięk orkiestry i jej głos tworzyły atmosferę, którą zapamiętam na pewno na długo. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek, po około 10 minutach koncertu oto pojawia się osoba z obsługi przed nami i proponuje nam zmianę miejsc. Przez chwile myślałem, że chce nas wyrzucić za filmowanie i fotografowanie (wspominali aby tego nie robić) a tu nie, zaoferowano nam zmianę miejsc na poziom sceny, dokładnie na wprost samej artystki. Bez zastanowienia od razu zmieniliśmy miejsca i od razu nasze muzyczne doznania były jeszcze lepsze. Na zakończenie koncertu jako bis Celine zaśpiewała oczywiście główny motyw z filmu „Titanic”, towarzyszyły temu genialne efekty świetlne i fontanna wody zalewająca scenę. Finał naprawdę genialny, wspaniały koniec idealnego dnia. Po koncercie spotkaliśmy się z moimi znajomymi z Polski odwiedzającymi USA  i poszliśmy na drinki (ja oczywiście bezalkoholowo) do Cosmopolitana. Dzień zakończył się dla nas dość wcześnie bo krótko po 23, ale to tylko dlatego, że na drugi dzień mieliśmy zaplanowaną daleką podróż… Coż to był za dzień!!!

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail

Zachodnie wybrzeże USA cz.1

W końcu jestem w domu i mogę zabrać się za pisanie i dzielenie się wrażeniami. Do obrobienia mam tylko 1250 zdjęć i filmików, wszystko zrobione w ciągu 5 bardzo intensywnych dni. Środa 27 września, pobudka o 4:00 rano, szybkie ogarnięcie się i sprawdzenie czy czegoś nie zapomniałem, dokumenty, karty pokładowe, sprzęt… Wszystko jest można ruszać. 4:30 Uber na lotnisko Reagana, bliziutko raptem 15 min jazdy, odprawa, przejście przez ochronę wszystko gładziutko. Moją podróż do Los Angeles podzieliłem na dwa loty, najpierw do Detroit a potem do LA. Tym sposobem nie siedziałem na tyłku za przeproszeniem przez blisko 6h a przez 4,5h i 1,5h. Tak znosi się lot o wiele lepiej, a przynajmniej ja tak mam. Linie lotnicze Delta, samolot co prawda staruszek bo Boeing 757-200 ale dał radę do LA. No i najważniejsze poleciałem do LA za punkty z karty kredytowej więc jedyny koszt to 11,60 USD podatku. Tak to ja mogę podróżować. Na lotnisku w LA czekał już na mnie mój przyjaciel, z którym zaplanowane miałem te mini wakacje. Radość ze spotkania i wyprawy ogromna, od razu wskoczyliśmy w autobus do wypożyczalni i pojechaliśmy po wygodne autko na podróż. Nasz wybór padł na Porshe Cayenne, oczywiście udało nam się dostać zniżkę stąd nasz wybór. Wszystko załatwione, ruszamy w trasę, przed nami blisko 5h jazdy do Las Vegas, gdzie czeka nas bardzo napięty grafik… No to w drogę!

 

Facebooktwitterredditpinterestlinkedinmail